Współczesne realia sprawiły, że nauczyliśmy się żyć w ciągłym pośpiechu. Pracujemy po kilkanaście godzin na dobę, a większość codziennych czynności wykonujemy w biegu i w stresie, kładziemy się późno, wstajemy wcześnie, jedzenie zamawiamy „na wynos”… Wspólny, domowy obiad z rodziną czy kolacja zjedzona z przyjaciółmi – to święto przypadające kilka razy do roku.
Dzisiaj króluje „fast food”, który w praktyce oznacza, że zamiast celebrować posiłki, akt spożywania pokarmu sprowadzamy do bezrefleksyjnego zaspokajania fizjologicznej potrzeby jedzenia, zadowalając się smakiem pizzy, coli i hamburgera. Wydaje Ci się, że Ciebie ten problem nie dotyczy, bo nie jadasz w pizzeriach i barach szybkiej obsługi? Możliwe, że jesteś w błędzie.
Ponieważ na co dzień jako dietetyk współpracuję z osobami aktywnymi fizycznie, mam pewne doświadczenia związane z ich preferencjami żywieniowymi. Bardzo często zdarza się, że moi klienci kręcą nosem jeśli widzą, że przygotowanie jakiegoś posiłku wymaga większych nakładów czasowych niż 5 – 10 minut. Przykładowo dla mężczyzn trenujących na siłowni zazwyczaj szczytem poświęcenia jest ugotowanie ryżu i piersi z kurczaka. Umycie i pokrojenie warzyw? Zrobienie sałatki? Po co, przecież tam nie ma białka… To, że danie jest jałowe i niesmaczne nie ma dla wielu osób znaczenia, liczy się ilość kalorii oraz zawartość protein, węglowodanów i tłuszczów…
więcej w temacie http://potreningu.pl/diety/artykuly/1032/fast-food-vs–slow-food