Nie ulega wątpliwości, że parówki do najbardziej wartościowych produktów nie należą, ale może jednak nie są tak złe jak się powszechnie sądzi? W końcu w czasach w których zdemitologizowano złą sławę tłuszczu, produkty zasobne w ten składnik pokarmowy niekoniecznie muszą być postrzegane jako wrogowie zdrowia czy sylwetki. Poza tym na rynku pojawiają się nowe odmiany parówek, bardziej zasobne w mięso. Czyżby przyszedł czas na rewizję poglądów w tej materii?
Parówki XXI wieku, czyli kilka słów na temat zawartości mięsa
Współczesne parówki coraz częściej „reklamują się” jako produkty składające się głównie z mięsa. Ma to stanowić miłe urozmaicenie, bo jeszcze do niedawna zdecydowana większość produktów tego typu mogła być raczej klasyfikowana jako „mięsopodobne”. Zdarzały się też parówki, które – uwaga – w ogóle mięsa nie zawierały, a ich bazę oprócz wody stanowił MOM, czyli coś co nazywane jest „mięsem oddzielonym mechanicznie” i co wbrew nazwie – absolutnie mięsem nie jest. Skądinąd do tej pory znaczną część rynku parówek stanowią właśnie produkty tego typu, ale – są i perełki, które zawierają ponad 90% mięsa, są to jednak nieliczne perełki. To plus, ale czy wystarczający by uznać, że parówki mogą stanowić wartościowy składnik diety?
Mylące nazwy
Biorąc parówki pod lupę warto wspomnieć o dość ciekawej praktyce producentów, którzy wykazują się naprawdę wybujałą wyobraźnią przy wymyślaniu nazw dla swoich produktów. Przykładowo, kiedy w sklepie spostrzegamy „parówki cielęce” to liczymy na to, że będą one otrzymane właśnie z cielęciny. Nic bardziej błędnego. Bazą takiego produktu może być np. mięso wieprzowe lub drobiowe lub co gorsza – wspomniany MOM. Cielęcina oczywiście też jest w składzie, ale stanowi raczej kosmetyczny dodatek dodany w symbolicznej dawce wynoszącej np. ledwie 2%. To pokazuje, że całkowita zawartość mięsa niekoniecznie czyni parówkę czymś wysokogatunkowym, bo owe mięso może być zdecydowanie gorszej niż się spodziewamy jakości….czytaj dalej na PoTreningu.pl